wtorek, 20 września 2016

Od Miki Cd Kisss

MNiSW usilnie stara się promować programy dla wybitnych młodych naukowców (przed 35 roku życia), co samo w sobie jest sensowne – na początku kariery takie wsparcie jest bardzo pomocne. Jednak robi to w sposób mało systemowy: już np. naukowcy w średnim wieku pozostawieni są samym sobie i o większość grantów muszą konkurować w kategoriach otwartych, choć to oni najprawdopodobniej mają największe znaczenie dla rozwoju nauki i największy potencjał przyszłych osiągnięć. Sama definicja młodego naukowca jest dyskryminująca, bo opiera się na metryce urodzenia, a nie na liczbie lat poświęconych karierze naukowej. Akceptowalny jest więc jeden model kariery: doktorat zaraz po studiach, bez marnowania czasu na rodzinę, czy zdobywanie doświadczenia praktycznego (choć i jedno i drugie może procentować długofalowo).
Z drugiej strony, MNiSW nadal pozwala na quasi-wyzysk doktorantów na uczelniach publicznych – wykonują oni pracę bez etatu, często za półdarmo i bez szans na późniejsze realne zatrudnienie. Powoduje to rezygnację z kariery naukowej przez wiele zdolnych osób. Ludzi tych traktuje się też nieco przedmiotowo: dyskutowane są np. pomysły wymuszonej mobilności po doktoracie, która co prawda ma sens zawodowy (co wiem, spędziwszy ponad 3 lata na uczelniach takich jak Cornell, Harvard, czy Berkeley), ale dla niektórych niesie ogromne koszty społeczne i prywatne.